Kuchnia wojskowa- posiłki, które w niczym nie przypominają obiadków u mamusi

Wojskowa kuchnia w niczym nie przypomina tej, którą serwowała mama. Zapewne wynika to z faktu, że jest ona nastawiona nie tyle na spełnienie kulinarnych zachcianek żołnierzy, ile na fakt, by zaspokoić ich głód i napełnić ich puste brzuchy.

Czemu kuchnia wojskowa jest taka niesmaczna?

Po pierwsze, zapewne dlatego, że jej podstawą są najtańsze i najbardziej sycące produkty. Po drugie kucharze wojskowi nie dbają specjalnie, żeby ich potrawy były dobrze doprawione. Po trzecie żołnierzom rekrutom nieraz zdarza się zjeść zimny obiad. A taki na pewno nie zalicza się do kulinarnych rarytasów.

Po czwarte kuchnia wojskowa jest raczej tłusta, ciężkostrawna i zrobiona z tego, co akurat kucharz miał w nadmiarze. Po piąte w wojsku niekiedy zdarza się, że żołnierze są zmuszeni jeść daną potrawę przez kilka następnych dni. Dlatego, że kucharz nagotował jej za dużo, a w armii żadne pożywienie nie może się przecież zmarnować.

Co zazwyczaj dla żołnierzy przewiduje kuchnia wojskowa?

W wojsku najczęściej podawaną potrawą jest kasza. Występuje ona w różnych konfiguracjach, ale w jej przygotowaniu chodzi zawsze o to samo, by była ona pożywna i sycąca. Ma ona na długo wypełnić żołądki żołnierze i powoli rozkładać się w ich jelitach. To po to, żeby przez dłuższy czas mieli energię do wyczerpującej i wymagającej musztry. W wojsku popularna jest też zupa fasolowa.

A to dlatego, że da się zgromadzić w jednym miejscu spore zapasy fasoli. A ona jak wiadomo, przez długi czas w ogóle się nie psuje. I da się z niej ugotować naprawdę sporą ilość zupy i to jeszcze, nie ponosząc przy tym sporych wydatków. Równie popularny w wojsku jest krupnik. Do jego przygotowania nie potrzeba wiele. Wystarczy trochę warzyw, kaszy i ziemniaków. Poza tym krupnik ma to do siebie, że szybko nie gęstnieje i nie robi się zbyt szybko lodowaty. Trzymany w odpowiednim garnku długo potrafi być ciepły.

Jakich dań raczej nie przewiduje kuchnia wojskowa?

Na pewno pierogi lepione ręcznie to w wojsku abstrakcja. Komu by się chciało zawijać je dla tylu osób. Poza tym w armii raczej nie przyrządza się gołąbków z kapusty, czy klusek śląskich. Po pierwsze wynika to z faktu, że do ich ugotowania potrzeba więcej niż jednego, czy dwóch składników. A po drugie, nie byłoby komu stać tyle przy kuchni i pilnować, by te potrawy się należycie ugotowały.

Po trzecie nie zbyt często na wojskowej stołówce widuje się kotlety schabowe czy mielone. A to dlatego, że mięso w mniemaniu przełożonych jest zbyt drogie, by jeść je codzienne. Poza tym kuchnia polowa to nie najlepsze miejsce do jego przechowywania i obróbki.

Redakcja stolikwkropki.pl